17 kwietnia 2015

niecodziennik #2




W powietrzu unosi się zapach wiosennego zmierzchu. Ostatnie promienie słońca wdzierają się do niewielkiego gabinetu. Powoli zapada noc - czas w którym pojawia się łatwość pisania. Swobodne myśli przepływają przez głowę, a moja milcząca świadomość niczym rybak łapie je w sieć... 



Od założenia bloga - no, może też trochę wcześniej - wlewają mi się do głowy pomysły na artykuły, wszystkie skrzętnie naszkicowane w notatniku. 

Ostatnie dni przyniosły tak chęć napisana czegoś sensownego, jak i niemożliwość tego uczynienia. Z jakichś powodów strzępki myśli nie tworzą spójnej historii, nie krystalizują na skrawku monitora za pomocą palców obsługujących edytor tekstów. Są wprawdzie jakieś próby podjęcia wyzwania, poskładania kilku zdań. Tak dźwięcznych, jak sensownych by nie polaryzować się zbytnio w przepychance między formą z treścią. Aby zachować równowagę. Skoro piszesz to niech to będzie coś dla duszy i oka. Tak myślę.

Tak pisałem w ostatnim niecodzienniku. Chciałem pisać, lecz nie wiedziałem jak. Pojawiało się sporo pomysłów na ciekawe posty, ale za każdym razem jak siadałem do pisania, czułem w piersi przenikliwe kłucie. Na matowych kwadracikach klawiatury, palce traciły swój rezon. Tylko na przycisku backspace przyspieszały gorączkowo. Kurwa, dość!

- Chcę pisać! Ale jak? - świadomość w końcu przerwała swoje milczenie. 

Dowiem się! - pomyślałem. 



Niedługo później, od niechcenia, dyskretnie mrugnęła do mnie z fejsbooka... Przewijając rolkę fejsa, trafiłem na bestsellery pewnego wydawnictwa... A tam, tuż za podium...




Googlowanie. Czytam szybko recenzję. Jest dobrze. Po 30 minutach stoję już przy kasie w empiku, ściskając ją w ręku. Jeśli tylko o nich myślisz, to marzenia się spełniają - bardzo szybko. Czytam ją - jeszcze szybciej. To już wiem. Już wiem że będę pisał. Jak najszybciej. 
Marzenia czekają.