9 maja 2015

Tylko 8 dni, po których już nic nie było takie samo...



Ciężko mi zrozumieć, dlaczego ludzie wybierają przeciętność!?
Przeciętną pracę  - 8 godzin w fabryce, spędzonych na robieniu czegoś czego się nie lubi. Przeciętne zainteresowania – zimne piwo przed telewizorem w oczekiwaniu na mecz. Przeciętne wypłaty, przeciętne jedzenie, przeciętne myśli, przeciętne marzenia, zmarnowane życie…





Ale po kolei…

Trzy lata temu, stałem na peronie małej stacji i czekałem na najważniejszą w moim życiu podróż. Zmęczeni upływem dnia ludzie dreptali wzdłuż peronu, stukając obcasami o wysłużony beton, sennie  wyczekiwali swojego pociągu w tym zapomnianym przez Boga mieście. Lubiłem jego klimat. Odartego z nadziei, zapuszczonego, do przesady refleksyjnego górniczego miasta. Wypełnionego ludźmi o zdartych twarzach, zmęczonych dymem tanich papierosów, brudnych, oddychających trawionym alkoholem.

Biedacy - myślałem – los nie obszedł się z nimi łagodnie. Kiedyś wszyscy żyli tu z węgla. Bardzo dobrze żyli. Były kopalnie, była praca, były pieniądze, zakupy w PEWEX-e, były wycieczki na Węgry, był mały fiat i wódka na stole. Jak górnicy dostawali wypłaty to całe miasto się bawiło. Korzystało z uciech, tak kruchego górniczego życia. Przyszła wolność, przyszły zwolnienia, a nadzieja prysła pewnie gdzieś do Wrocławia. Każda spowita grubymi zmarszczkami twarz przypominała mi tą historię. Tu na peronie też.
Wyjeżdżałem do Warszawy na 8 bardzo ważnych dni. Karol mnie do tego namówił. Pojechał z kuzynem na szkolenie – trochę jako jego suport – wrócił totalnie ożywiony. Spokojniejszy. Szczęśliwszy.  Nie powiedział słowa, a ja już wiedziałem że muszę tam jechać. To zawsze działa. Własny przykład. Nie gadaj – pokazuj. Nie mów dziecku zachrypniętym od nikotyny głosem, że papierosy są złe – to nigdy nie zadziała. Daj przykład, i już możesz milczeć. Dzięki Karol.

Jechałem więc do Warszawy, do Mateusza Grzesiaka, przeżyć swoich 8 dni z jego szkoleniem Success & change.  

Nigdy wcześniej nie sądziłem, że tydzień może być krótki jak mgnienie oka. Dosłowny błysk. Einstein pisał że czas jest względny - każdy z nas inaczej go przeżywa – im więcej się dzieje, tym wydaje się krótszy. Od pierwszych chwil, Mateusz zassał naszą ciekawość niczym przemysłowy odkurzacz i nie odpuścił aż do finału. Fascynujące, jak łatwo można przykuć zainteresowanie umiejętnym mówieniem na scenie. Pięćdziesiąt par oczu, w ciszy i pełnym skupieniu uwagi, podążające za trenerem, który wie co i jak mówić. Czysta efektywność. Osiem do dziesięciu godzin dziennie, wspaniale podanej wiedzy – pracowity  relaks. Po szkoleniu strasznie zabolał mnie powrót do uczelnianych obowiązków. Do oglądania nudnych profesorów, którzy notorycznie kładli do snu kolejne pokolenia studentów. Naukowe autorytety, które zapomniały o ciągłym rozwoju.

Mateusz jest lata świetlne przed nimi. Doskonale wiedział co i w jakim celu robi. Podnosił ton głosu, umiejętnie poruszał się na scenie, stosował metafory – wszystko po to, żeby wiedza i umiejętność wchodziły same do głowy. Poezja. Gdyby tylko ci nauczyciele wiedzieli, na czym ich praca naprawdę polega… ehh…

Ciekawa forma, no ale co z treścią?!

Treść dotrzymywała jej kroku. Góry praktycznej wiedzy o człowieku, jego umyśle, mechanizmach działania i emocjach, które są ostateczną przyczyną ludzkich działań. Dowiedzieliśmy się jak identyfikować i zmieniać szkodliwe przekonania, jak pracować na stanach emocjonalnych, jak zmieniać nawyki, jak rozpoznawać osobowości i przede wszystkim – odzyskaliśmy odpowiedzialność za swoje życie! Może brzmi to groteskowo, ale to naprawdę najważniejsza odrobiona tam lekcja!

To już nie zły szef, czy zazdrosny partner powodował że czujemy się jakoś. Już nie pogoda za oknem, która przecież miała być inna. Sami robimy sobie nastrój. Szczęście i depresja nie przychodzi z znikąd. Szczęście czy depresję ROBI SIĘ W SWOJEJ GŁOWIE! Bo w niej mieszkają twoje sługi – myśli.

Stawaliśmy się przyczynami naszego życia, a nie jego skutkami. Podczas wieczornych zajęć konfrontowaliśmy się ze swoimi demonami – emocjami i traumatycznymi sytuacjami z życia. Nie było tabu. W małych, przyjaznych grupach rozmawialiśmy o wszystkim – o lęku przed pająkami, o braku marzeń sennych, o nowotworze który zaatakował czyjeś zdrowie, o lęku przed odrzuceniem, o samotności… O wszystkim co nas bolało i ograniczało. Razem przeżywaliśmy swoje emocje, razem walczyliśmy z tym że przecież nie wypada. Z każda chwilą ból istnienia ustępował, robiąc miejsce wszechogarniającej wdzięczności. Strach przestawał straszyć, zaczął motywować do pracy – tak wtedy wybrałem.

Ani się obejrzałem, a Mateusz doprowadzał do końca finałowy dzień. Patrzyliśmy sobie w oczy inaczej niż pierwszego dnia. Dużo się zmieniło. Po 8 dniach z niektórymi uczestnikami byłem bliżej, niż ze znajomymi przez kilka lat! Magia. Najwspanialszy, najciekawszy, najbardziej inspirujący tydzień mojego życia. Weszliśmy razem na drogę szczęścia, fascynacji, ciekawości i samoświadomości z której już nie zejdziemy - jestem tego pewien….


Po powrocie  przywitał mnie ten sam peron, na peryferiach zapomnianego miasta. Wysiadłem z pociągu i powoli, z uśmiechem wracałem do domu. Na brudnych ulicach mijałem tych samych ludzi co przed wyjazdem, ludzi którzy sami wybrali życie w beznadziejnej przeciętności.




Dziękuje Mateusz, już nie śpię.