Ciężko mi zrozumieć, dlaczego ludzie wybierają
przeciętność!?
Przeciętną pracę - 8 godzin w fabryce, spędzonych na robieniu
czegoś czego się nie lubi. Przeciętne zainteresowania – zimne piwo przed telewizorem
w oczekiwaniu na mecz. Przeciętne wypłaty, przeciętne jedzenie, przeciętne
myśli, przeciętne marzenia, zmarnowane życie…
Ale po kolei…
Trzy lata temu, stałem na peronie małej stacji i czekałem na najważniejszą w moim życiu podróż. Zmęczeni upływem dnia ludzie dreptali wzdłuż peronu, stukając obcasami o wysłużony beton, sennie wyczekiwali swojego pociągu w tym zapomnianym przez Boga mieście. Lubiłem jego klimat. Odartego z nadziei, zapuszczonego, do przesady refleksyjnego górniczego miasta. Wypełnionego ludźmi o zdartych twarzach, zmęczonych dymem tanich papierosów, brudnych, oddychających trawionym alkoholem.
Biedacy - myślałem –
los nie obszedł się z nimi łagodnie. Kiedyś wszyscy żyli tu z węgla. Bardzo
dobrze żyli. Były kopalnie, była praca, były pieniądze, zakupy w PEWEX-e, były
wycieczki na Węgry, był mały fiat i wódka na stole. Jak górnicy dostawali
wypłaty to całe miasto się bawiło. Korzystało z uciech, tak kruchego górniczego
życia. Przyszła wolność, przyszły zwolnienia, a nadzieja prysła pewnie gdzieś
do Wrocławia. Każda spowita grubymi zmarszczkami twarz przypominała mi tą
historię. Tu na peronie też.
Wyjeżdżałem do Warszawy na 8 bardzo ważnych dni. Karol mnie
do tego namówił. Pojechał z kuzynem na szkolenie – trochę jako jego suport –
wrócił totalnie ożywiony. Spokojniejszy. Szczęśliwszy. Nie powiedział słowa, a ja już wiedziałem że
muszę tam jechać. To zawsze działa. Własny przykład. Nie gadaj – pokazuj. Nie mów dziecku zachrypniętym od nikotyny
głosem, że papierosy są złe – to nigdy nie zadziała. Daj przykład, i już możesz
milczeć. Dzięki Karol.
Jechałem więc do
Warszawy, do Mateusza Grzesiaka, przeżyć swoich 8 dni z jego szkoleniem Success
& change.
Nigdy wcześniej nie sądziłem, że tydzień może być krótki jak
mgnienie oka. Dosłowny błysk. Einstein pisał że czas jest względny - każdy z
nas inaczej go przeżywa – im więcej się dzieje, tym wydaje się krótszy. Od
pierwszych chwil, Mateusz zassał naszą ciekawość niczym przemysłowy odkurzacz i
nie odpuścił aż do finału. Fascynujące, jak łatwo można przykuć zainteresowanie
umiejętnym mówieniem na scenie. Pięćdziesiąt par oczu, w ciszy i pełnym
skupieniu uwagi, podążające za trenerem, który wie co i jak mówić. Czysta
efektywność. Osiem do dziesięciu godzin dziennie, wspaniale podanej wiedzy – pracowity
relaks. Po szkoleniu strasznie zabolał
mnie powrót do uczelnianych obowiązków. Do
oglądania nudnych profesorów, którzy notorycznie kładli do snu kolejne
pokolenia studentów. Naukowe autorytety, które zapomniały o ciągłym
rozwoju.
Mateusz jest lata świetlne przed nimi. Doskonale wiedział co
i w jakim celu robi. Podnosił ton głosu, umiejętnie poruszał się na scenie,
stosował metafory – wszystko po to, żeby wiedza i umiejętność wchodziły same do
głowy. Poezja. Gdyby tylko ci
nauczyciele wiedzieli, na czym ich praca naprawdę polega… ehh…
Ciekawa forma, no ale co z treścią?!
Treść dotrzymywała
jej kroku. Góry praktycznej wiedzy o człowieku, jego umyśle, mechanizmach
działania i emocjach, które są ostateczną przyczyną ludzkich działań.
Dowiedzieliśmy się jak identyfikować i zmieniać szkodliwe przekonania, jak
pracować na stanach emocjonalnych, jak zmieniać nawyki, jak rozpoznawać
osobowości i przede wszystkim – odzyskaliśmy odpowiedzialność za swoje życie!
Może brzmi to groteskowo, ale to naprawdę najważniejsza odrobiona tam lekcja!
To już nie zły szef, czy zazdrosny partner powodował że
czujemy się jakoś. Już nie pogoda za oknem, która przecież miała być inna. Sami robimy sobie nastrój. Szczęście i
depresja nie przychodzi z znikąd. Szczęście
czy depresję ROBI SIĘ W SWOJEJ GŁOWIE! Bo w niej mieszkają twoje sługi –
myśli.
Stawaliśmy się przyczynami naszego życia, a nie jego skutkami.
Podczas wieczornych zajęć konfrontowaliśmy się ze swoimi demonami – emocjami i
traumatycznymi sytuacjami z życia. Nie było tabu. W małych, przyjaznych grupach
rozmawialiśmy o wszystkim – o lęku przed pająkami, o braku marzeń sennych, o
nowotworze który zaatakował czyjeś zdrowie, o lęku przed odrzuceniem, o
samotności… O wszystkim co nas bolało i ograniczało. Razem przeżywaliśmy swoje
emocje, razem walczyliśmy z tym że przecież nie
wypada. Z każda chwilą ból istnienia ustępował, robiąc miejsce
wszechogarniającej wdzięczności. Strach przestawał straszyć, zaczął motywować
do pracy – tak wtedy wybrałem.
Ani się obejrzałem, a Mateusz doprowadzał do końca finałowy
dzień. Patrzyliśmy sobie w oczy inaczej
niż pierwszego dnia. Dużo się zmieniło. Po 8 dniach z niektórymi
uczestnikami byłem bliżej, niż ze znajomymi przez kilka lat! Magia.
Najwspanialszy, najciekawszy, najbardziej inspirujący tydzień mojego życia. Weszliśmy
razem na drogę szczęścia, fascynacji, ciekawości i samoświadomości z której już
nie zejdziemy - jestem tego pewien….
Po powrocie przywitał
mnie ten sam peron, na peryferiach zapomnianego miasta. Wysiadłem z pociągu i
powoli, z uśmiechem wracałem do domu. Na
brudnych ulicach mijałem tych samych ludzi co przed wyjazdem, ludzi którzy sami
wybrali życie w beznadziejnej przeciętności.
Dziękuje Mateusz, już nie śpię.